SEGA TAMBOUR

oPĘTAŃCZE RYTMY I POJEDYNKI NA SŁOWA. NAJSZYBSZA MUZYKA AFRYKAŃSKIEJ DIASPORY NA OCEANIE INDYJSKIM.

Wysłużony i załadowany ponad normy statek handlowy Mauritius Trochetia po 36 godzinach rejsu na wschód dotarł do zagubionego na środku oceanu skrawka lądu. Nawigacja przez wąski kanał, przekopany w ogromnej lagunie, trwała kolejną godzinę. Okalająca wyspę, oddalona kilka mil morskich od brzegu rafa koralowa jest cmentarzyskiem statków, które począwszy od XVI wieku z różnych przyczyn usiłowały tu bezpiecznie wylądować. Przez długi czas Rodrigues była jednak dla żeglarzy tylko geograficznym punktem odniesienia, miejscem, w którym pozostawiano korzystne zachodnie wiatry i odbijano na północ w kierunku Indii. Portugalczycy, Holendrzy, Anglicy i Francuzi schodzili na brzeg w nadziei na uzupełnienie zapasów wody i wzbogacenie diety w owoce celem pozbycia się szkorbutu. Nie było to zadanie łatwe, bo według wczesnych portugalskich rycin plaże zajęte były przez populację ogromnych żółwi lądowych z gatunku cylindraspis peltastes. Zwierzęta tworzyły tak gęste skupiska, że pierwsi reprezentanci homo sapiens musieli skakać po ich pancerzach, żeby przedostać się na ląd. Portugalskie kroniki podają, że żółwie te nie obawiały się ludzi, a nawet były zaciekawione ich obecnością. Podobnie jak kilka innych gatunków endemicznych, opisywane giganty zniknęły z powierzchni wyspy jeszcze przed końcem XVIII wieku. Niestety za późno odkryto, że to właśnie ich mięso wywoływało u wczesnych osadników uciążliwą chorobę skóry.

 M/S MAURITIUS TROCHETIA, 2018

Poważniejsza kolonizacja wyspy związana była z francuską dominacją na Maskarenach. Podobnie jak Seszele i Chagos, uboga w wodę, oddalona o wiele dni żeglugi, niewielka Ile de Rodrigue nie nadawała się na wielkoskalową uprawę trzciny cukrowej i służyła Francuzom jako zaplecze żywnościowe. U szczytu kolonialnej prosperity ceny cukru były tak wysokie, że na centralnie położonej Ile de France (obecnie Mauritius) i Ile Bourbon (Reunion) nie opłacało się produkować żywności – plantacje trzciny szybko pochłonęły cały dostępny areał ziemi uprawnej. Żeby zaspokoić europejski popyt na cukier, setki tysięcy mieszkańców wybrzeża Swahili w Afryce musiało zostać porwanych, sprzedanych i zmuszonych do niewolniczej pracy. Na północ od doliny Zambezi nie było klanu czy nawet rodziny, która nie została w jakiś sposób dotknięta tym procederem. Niewielka część tej społeczności trafiła na Ile de Rodrigue i w pewnym stopniu – pamiętając o całym dramacie – można to nazwać ich szczęściem. Liczba ludności wyspy znacznie wzrosła po obaleniu niewolnictwa, kiedy to afrykańska diaspora na przekształconych w wyspy-plantacje Ile de France i Ile Bourbon znalazła się w jeszcze gorszej sytuacji. Jedyną szansą przetrwania dla wielu byłych niewolników była kolejna migracja.. Więcej o tych wydarzeniach w kolejnej opowieści o kojącej uszy turystów muzyce z wysp Oceanu Indyjskiego.

Zasilany niewolniczą pracą kapitalizm – oprócz fortun we Europie – wyprodukował zupełnie nowe społeczeństwa na wyspach Oceany Indyjskiego. W gruncie rzeczy jest to historia bardzo zbliżona do znacznie lepiej opisanej kolonizacji Nowego Świata. Podobnie jak na Karaibach, afrykańska diaspora w basenie Oceanu Indyjskiego osiągnęła w krótkim czasie nieznane wcześniej rozmiary. Ponieważ niewolnicy pochodzili z różnych regionów Wschodniej Afryki i Madagaskaru i zwykle oddzielani byli od swych rodzin jeszcze przed transportem, nie udało im się zachować kulturowej ciągłości. Ich punkty odniesienia stały się niepewne, a w miejscu docelowym musieli przyjąć nową kreolską tożsamość. Zapamiętane formy leczenia, kulty opętania i muzyka stały się dla nich narzędziami przetrwania. Sytuacja bez wyjścia i trudne warunki niesamowicie wzmogły ludzką kreatywność – bardzo szybko ewoluowały tu kolejne odmiany języka kreolskiego i różne formy kultury muzycznej zwanej sega.

PORT MATHURIN, 2018

Wyizolowana na środku oceanu Rodrigues jest miejscem, w którym powstała Sega Tambour. To zdecydowanie najszybszy styl muzyczny grany przez afrykańską diasporę w tej części świata. Opętańcze rytmy wybijane na lokalnej wersji bębna ramowego tambour, wystukiwane na drewnianych klawesach mayos, na trójkącie triyang i na odpowiednio ponacinanych puszkach po tuńczyku tin, uzupełniają tu krótkie, dynamiczne frazy wokalne. 

To zupełnie innego rodzaju doświadczenie niż grana na Mauritiusie, Chagos czy Agaledze Sega Tipik. Nie ma tu grzechotania idiofonów i – za wyjątkiem bębna ramowego – całe instrumentarium jest domowej roboty. Tambour – wyjątkowo – wyposażony jest tu w zestaw trzech małych talerzy, zastępujących podczas gry „grzechotanie” idiofonów. Jedyną osobą, która nadal wytwarza ten instrument jest Louis Saint-Ange Philippe, znany na wyspie pod pseudonimem Thiong. Udało nam się porozmawiać z nim o procesie produkcji bębna i historii muzyki na Rodrigues.

Żeby zaspokoić europejski popyt na cukier, setki tysięcy mieszkańców wybrzeża Swahili w Afryce musiało zostać porwanych, sprzedanych i zmuszonych do niewolniczej pracy.

Sega Tambour łączy afro-malagaskie rytmy, wokalną improwizację i dawne europejskie formy tańca. W ukrytych pośród tropikalnej wegetacji domach i ogrodach urządzano sobotnie imprezy zwane bal, które kościół i kolonialne władze usiłowały zwalczać. Mimo trudności, co sobotę rozdawane były imienne zaproszenia i każda większa osada miała swój bal, trwający zwykle do świtu. Dźwięki niosły się echem po wzgórzach interioru, niepokojąc zamieszkujących wybrzeże kolonialnych urzędników, kler i plantatorów. Warto dodać, że Rodrigues ma około dwudziestu kilometrów długości i tylko około siedmiu kilometrów szerokości, a ukształtowanie terenu sprawia, że często daje się słyszeć muzykę graną po drugiej stronie wyspy. Ekstatyczne rytmy prowokowały do tańca i stawały się wehikułem czegoś zupełnie wyjątkowego. Fenomen lokalnej odmiany segi to improwizowane pojedynki na słowa, które pozwalały rozwiązywać osobiste konflikty. Podobnie jak w rapowych bitwach można było stanąć naprzeciw swojego adwersarza i wyśpiewać mu wszystkie urazy, przekształcając tym samym konflikt w sztukę. Imprezy pełniły dodatkowo funkcję niecenzurowanego medium. Podekscytowany tłum przybywał posłuchać przeglądu wydarzeń tygodnia, przekazywanych w formie pieśni. Bal był przestrzenią swobody i oddechu, odpoczynkiem od stratyfikacji i elitaryzmu kolonialnej struktury społecznej; miejscem, gdzie można było odzyskać ludzką godność.

 

Sztuka wokalnej improwizacji była dostępna dla wszystkich, bez względu na wiek, płeć i posiadany status. Często ujawniały się w ten sposób wybitne talenty, którym inni powierzali swoje radości i smutki do wyśpiewania. Tego rodzaju wykonawcy (głównie kobiety), zwani marechal, specjalizowali się w ujmowaniu złożonych tematów w krótkie formy poetyckie. Z czasem marechal zaczęli komponować pieśni i koncertować ze swoimi grupami na całej wyspie. Jedną z pierwszych sławnych wokalistek była Julie Collet, urodzona w 1939 roku w Riviere Bananes. Znana również jako Tann Grofi założyła pionierską grupę L’Oiseau Tetu, dzięki której pod koniec lat 70. Sega Tambour stała się popularna również na Mauritiusie i Reunion. Jej słynna kompozycja Dibwa Trwa Fey to opowieść o malarii i tradycyjnej formie leczenia tej choroby. Mimo silnych opadów wywołanych przechodzącym niedaleko cyklonem udało nam się zarejestrować dynamiczną wersję tej pieśni w wykonaniu grupy Etoile Rouge, która w Riviere Bananes kontynuuje tradycję Julie Collet. Partie wokalne zaśpiewały Rosie Volkort i Tonia Dartagnan – matka i córka, których piękną relację słychać w nagraniu.

Rodrigues jest małą wyspą, gdzie ludzie się znają, a więc dotarcie do muzyków nie jest skomplikowane – to kwestia przyjemnej wycieczki skuterem przez zielone, porośnięte bananowcem wzgórza. Zostawiłem skuter gdzieś pośród pastwisk i ruszyłem dalej stromą ścieżką w górę. Mijając ogrody i rozsiane na zboczu góry, skromne blaszane domki, szedłem na spotkanie z Jacqueline „Maryanne” Allas, jedną z muzycznych legend wysp Oceanu Indyjskiego. Nie wiem w jakim języku umówiliśmy się na tą sesję. Znam tylko parę słów po francusku, a lokalna odmiana kreolskiego ma z tym językiem niewiele wspólnego. Było jednak w powietrzu coś co pozwoliło nam nie tylko zrobić nagrania ale też błyskawicznie się zaprzyjaźnić. Nie wiem czy była to bardziej bezpretensjonalność Jacqueline, jej wdzięk czy jej miłość do muzyki.

Fenomen lokalnej odmiany segi to improwizowane pojedynki na słowa, które pozwalały rozwiązywać osobiste konflikty.

Z dużą pomocą mieszkańców, podczas kilku tygodni na Rodrigues udało się nagrać wszystkie kluczowe osoby związane obecnie z lokalną kulturą muzyczną. Sesje nagraniowe oraz długie rozmowy z Lorenzą Gaspard i jej rodziną odbyły się w bujnym ogrodzie za domem, pośród drzew mango, pnączy pasiflory, liści bananowców i biegającego wkoło domowego ptactwa. W tym samym ogrodzie dawniej organizowano imprezy bal, na które wąskimi ścieżkami ściągała ludność okolicznych wzgórz. Samowystarczalność, powolne tempo i prostota życia w kontraście z szalonymi rytmami i hipnotycznymi kompozycjami Lorenzy wprawiły mnie w osłupienie.

lorenza gaspard z rodziną, 2018

Stafford Samoisy jest jedynym meżczyzną na wyspie uznawanym obecnie za marechal. Słyszałem wiele grup wykonujących kompozycje Stafforda, ale jego dynamicznego, pełnego wigoru stylu nie da się skopiować. Przełamanie lodów zajęło nieco czasu i było dla mnie rodzajem testu autentyczności i przejrzystości moich intencji. Seria sesji w domu Strafforda to jedno z bardziej owocnych i budujących doświadczeń podczas pracy na Maskarenach.

Ulewne deszcze sprawiły, że zmuszeni byliśmy nagrywać pod dachem. Wypełniony szczelnie ludźmi mały salonik w skromnym domu udało nam się przekształcić w improwizowane studio nagrań. Porozwieszane na ścianach i pod sufitem miękkie koce z wizerunkami galopujących koni w jaskrawych kolorach stworzyły tak absurdalne tło dla muzyków, że wyjątkowo musieliśmy powtarzać nagrania kilka razy, bowiem ciężko było powstrzymać się od śmiechu.

stafford samoisy & the coloudenne, 2018

Sega Tambour jest w nieco innym momencie swojego rozwoju niż Sega Tipik grana na innych wyspach. Tradycyjne sobotnie imprezy zostały zastąpione przez kluby muzyczne. Spotkałem tylko jedną marechal z młodszego pokolenia. Zjawisko zostało jednak niedawno wpisane na listę UNESCO i idą za tym konkretne działania w celu nadania mu nowej adekwatnej dla współczesności formy. Zebrane nagrania Sega Tambour all stars znajdą się na kompilacji The Blues of the Indian Ocean, która ukaże się już niebawem.

Opuściliśmy Rodrigues po prawie trzech tygodniach – powrotnym rejsem na pokładzie Mauritius Trochetia. W tyle pozostał Port Mathurin, stolica składająca się z siedmiu ulic, której przyjaźni mieszkańcy tylko z telewizji znają uliczne korki, pośpiech i przestępczość. Wzgórza nad miastem pokryte są siecią ścieżek prowadzących do małych domków, w których wyspiarze prowadzą swoje skromne życie. Cała wyspa w zasadzie wygląda jak społeczne ogródki działkowe. Wizyta na targu położonym tuż przy dworcu autobusowym w Port Mathurin odkrywa bogactwo tego miejsca. Mimo sezonowych deficytów wody, obfitość pachnących warzyw, ziół, owoców, ziaren czy złowionych wcześnie rano ryb robi wrażenie. Podobnie jak świadomość, że towary nie przejechały nawet dziesięciu kilometrów, żeby dotrzeć na targ i jak oficjalny zakaz używania plastikowych toreb na terenie całej wyspy.

Luka Kumor, Kwiecień 2020.

rodrigues, 2018

wspieraj projekt i pomóż nam tworzyć kolejne opowieści